piątek, 25 listopada 2011

Zostanę zjedzona żywcem?

W komentarzach pojawił się temat religijnego fanatyzmu wśród katolików. Coś na ten temat wiem, wszak zauważa się to w Polsce codziennie. Niestety, a może i stety, bo dzięki temu można odróżnić katoli od katolików. Katole jako ludzie, którzy słuchają faceta w spódniczce, który bynajmniej nie jest Szkotem w tradycyjnym szkockim stroju. Katolicy jako ludzie, którzy przeczytali chociaż raz Biblię. Jako ludzie, którzy się do niej stosują i znają podstawy swojej religii. Nie ten dziwny odłam 'wierzących, niepraktykujących', którzy znają swoją religię gorzej od przeciętnego ateisty. A zdziwilibyście się, ilu ateistów przeczytało Pismo Święte. Btw. ja też zamierzam. Za jakiś czas, bo mam teraz jeszcze harmonogram książek na pół roku.

Mam zamiar jednak fanatyzm religijny skomentować przy okazji recenzji książki. "Carrie" Stephena Kinga (nazwisko chyba nie jest obce, hm?) to niby opowieść o dziewczynie obdarzonej umiejętnością telekinezy, o strasznym wpływie takiej siły na środowisko, ludzi, nawet na samą psychikę tytułowej Carrie. Jednak kiedy ja czytałam tę książkę, bardziej skupiałam się na matce Carrie - Margaret White. Była to wielka fanatyczka religijna. Kilka godzin dziennie spędzała na modlitwach (dobrze, nie jest to coś złego, ale... ciut zakrawa na obsesję, jeśli robi się to dzień w dzień, całe życie). Nawet rzeczy tak naturalne jak miesiączka czy piersi uważała za karę boską za grzechy. Uważała, że kolor czerwony to kolor diabła.

Wychowywała córkę w tak wielkiej fanatycznej dyscyplinie, że nawet młoda dziewczyna tak zaczęła uważać. Jej 'odziedziczona' obsesja sprawiła, że Carrie nie była przystosowana do życia wśród rówieśników. Zrobiła z niej nieszczęśliwą kurę domową już w wieku 17 lat. Pośrednio sprawiła też, że dziewczyna doznała tak wielkiego szoku, że na dobre wyswobodził on jej umiejętności telekinezy i doprowadził do masowej rzezi.

Zostanę zjedzona żywcem? - spytała z przestrachem sechmet.

10 komentarzy:

  1. Ja na pewno Cię nie zjem - nie jem mięsa. xd
    Co do fanatyzmu to fanatyków religijnych jest wielu, może nie aż takich jak matka bohaterki książki, ale w samej mojej małej wsi znalazłoby się kilku. : ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm... przeczytam, ale aktualnie czytam Potop. I jeszcze chwilkę mi zejdzie, dopiero drugi tom :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fanatyzm najgorszy. Otwarty umysł i postępowanie przede wszystkim zgodnie z tym, co wydaje nam się dobre, właściwe- najlepszą drogą, jaką możemy wybrać. W gdybym nie była katoliczką, postępowałabym tak samo, jak teraz, prócz tego, że nie poświęcałabym godziny tygodniowo na pójście do kościoła. W sumie religia to wskazówka do czynienia dobra, tzn. tym być powinna. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. fanatyzm... ach, jak ja lubię takich ludzi... Czy jest coś zabawniejszego, niż moher żegnający się na Twój widok i zaczynający się głośno modlic?

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się jeszcze coś takiego nie zdarzyło :D
    Chociaż moja babka od pracowni ma do mnie wonty. Róźni ludzie. Ale za to mam + u kolesia od fizy :)
    Swój chłop hehe

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój koleś od fizy cytuje filmiki z YT w stylu "Ale urwał" i "Miota nim jak szatan"... Ale ogólnie jest w miarę normalny jak ma dobry humor.

    A na mój widok raczej się nie żegnają.

    OdpowiedzUsuń
  7. mi zdarza się spotkać takie milutkie panie. W sumie nic dziwnego - mioje miasto to w sumie sami żarliwi katolicy. Jest jeszcze paru jehowych, ktorzy uparcie próbuja mnie nawrocić. Wiecie jak trudno ich przegonic z domu?

    OdpowiedzUsuń
  8. Do mnie też kiedyś te mendy przychodziły, jakieś ulotki zostawiali, czy coś. Chcieli pogadać, ale że piesek był spuszczony, to przy bramce skończyła się ich próba hehe

    OdpowiedzUsuń
  9. A do mnie rzadko przychodzą. Albo mają zaznaczony dom jako skończonych ateistów, albo po prostu w mojej okolicy nie ma ich wielu. Jest to dość prawdopodobne, bo najwięcej jest u mnie katolików i protestantów. Inne wyznania to pojedyncze wyjątki.
    W każdym razie nie ubolewam nad tym, że są rzadkimi gośćmi u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. ja zaczęłam czytać biblię, po jakichś trzech księgach odłożyłam, trzy wystarczą, żeby przekonać się o jej absurdalności, ale zamierzam dokończyć...
    u mnie chodzili kiedyś ci świadkowie, ale już na szczęście nie, czasem jakąś ulotkę zostawią i tyle
    poza tym prawie wszyscy w mojej miejscowości to katolicy i połowa się przestaje do mnie odzywać, jak mówię, że nie wierzę, prawie, kilku ateistów by się znalazło
    zazdroszczę... moja babka od fizyki to chyba rocznik 4* (w miejsce gwiazdki nie wiem co) i żarliwa katoliczka, poza tym nic u niej nie przejdzie :/

    OdpowiedzUsuń

Żaden spam nie przeżyje. Każdy będzie uśmiercany.
Nie, nie zaobserwujemy. Nie, nie skomentujemy nowego posta.