no właśnie... co? Co bym zrobiła po zamienieniu się miejscami z Bogiem (na tę, TYLKO TĘ, notkę przyjmę, że taki wszechmocny bliżej nieokreślony byt istnieje)?
Na pierwszy ogień poszłoby cudowne ocalenie krajów Trzeciego Świata. Afryka - studnie i poprawa klimatu (no co? W końcu mam nieograniczoną władzę). Dodatkowo jakiś uskrzydlony okularnik, czuwający nad rolnictwem i tworzącym się przemysłem. Afryka, Ameryka Południowa, Południowa Azja - skrzydlaty jajogłowy chemik, który wyleczy wszechobecne choroby, dodatkowo skrzydlaty inżynier w żółtym kasku do poprawy infrastruktury i gospodarki.
Kraje Drugiego świata - horda moich uskrzydlonych podwładnych polityków, którzy ogarną cały totalitaryzm, autorytaryzm i resztę szajsu. Całe zastępy skrzydlatych robotników, absolwentów Hogwartu, do magicznej poprawy gospodarki i finansów.
Kraje Pierwszego świata - uskrzydlony Pudzian, który nadzwyczajną siłą od-poprzewraca w dupach wszystkim gwiazdeczkom i ludziom czekającym na tanią sensację. Dodatkowo zwyczajni aniołowie stróżowie (choć to na całym świecie również), żeby czuwali nad dobrymi i uśmiercali każdego aktywnego gwałciciela czy pedofila.
Dla całej Ziemi: unicestwienie otyłości, wyginięcie McDonald'sów i reszty fast foodu; zostawienie jakiegoś nowo stworzonego kontynentu dla samej natury (zwierząt i roślin zagrożonych wyginięciem) i fanatycznych ekologów; wypierdolenie wsztstkich bomb (i innych groźnych dla ludzkości ustrojstw) prosto w kosmos.
Mój altruizm przebija się przez pokłady egoizmu, jednakże zostaje już uciszony. Dla mnie - skromny pałacyk na wyspie u wybrzeży Australii, dodatkowo nie-znów-taka-skromna nieśmiertelność.
Wasze boskie plany? Wskazane więcej słów niż "te same, co u ciebie".